czwartek, 7 lutego 2013

1.Pożyteczne z półeczki - Przygody Maksa




Pierwsze Pożyteczne z półeczki, a ja już dopuszczam się niecnego kłamstwa, bo Maksy wcale u nas nie stoją posłusznie na półeczkach, tylko podróżują w przestrzeni. Przenoszone rękami niewiadomokogo, niewiedomogdzie...Ostatnio znalazłam nawet jeden egzemplarz w toalecie. Raczej któryś z Braci...taty nie podejrzewam, choć kto wie? Bowiem wszyscy się w Maksach zakochali - tata też, bo bardzo łatwym językiem, który może czytać i on.
Zaginięcie Maksa urasta więc prawie do incydentu dyplomatycznego: kto, kogo ostatnio widział z Maksem i jakiej narodowości był delikwent?


A jak to się zaczęło?
Pierwszy Maks zawitał do nas jakieś półtora roku temu. Od razu stał się ulubieńcem Gabrysia. Świetne ilustracje, takie jak właśnie powinne być dla małych dzieci: proste, radosne, a nie cukierkowe. No i te teksty, w sam raz dla maluchów: Maks ma auto. Maks nie da auta. Lisa Maksa bach. Aj Ajaj boli Maksa. etc Prosta kostrukcja zdania, podstawowe słownictwo, dużo onamatopei. To wszystko w dużą dozą humoru, wynikającego z konkretnych, codziennych sytuacji - w sam raz dla najmłodszych czytelników, choć i rodzice nieźle się ubawią.


A teraz?
Teraz po Maksa siega już Leo.
Cała rodzina towarzyszy mu w tym sięganiu całkowicie bezinteresownie.
Więcej o tej wielkoduszności już niebawem.



Seria o Maksie, tekst:  Babro Lindgren, ilustracje: Eva Eriksson Wydawnictowo Zakamarki





5 komentarzy:

  1. Maksy są bardzo fajne!! Na naszej PÓŁECZCE jest jeszcze LAMPA MAKSA i PIŁKA MAKSA i MIŚ MAKSA. Wszystkie lubiane. Jedno: są wydania z grubymi kartkami, twardymi, ale wtedy tekst jest pod obrazkiem - 2 obrazki przy otwarciu. A te z cienkimi kartkami maja jeden obrazek a na drugiej stronie tekst. Można wybrać zdaje się. A swoją drogą Maks to niezły złośnik.
    A z książeczką o lampie - Maks spada i jest KREW! - było tak, że pomogła nam znieść pierwszą większą ranę z krwią! Trzeba było czytać 100 razy, bo Maksymilian miał wtedy z 10 miesięcy. Nie mógł się oderwać od książki, ale oderwał się od swojej rany i plastra.

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwszego Maksa wynieslismy z biblioteki, potem trzeba bylo zamawiac wysylkowo ;) narazie mamy wersje niemieckie, nie wiedzialam, ze po polsku tez mozna szukac...
    fakt, Maks potrafi narozrabiac ;)
    podobne ksiazeczki mozna zrobic samemu, posilkowac sie wycinkami z gazet(ja tak robie). do ilustracji, ktore wyciac/wydrzec moze nawet samo dziecko, dopisac krociutkie zdania, zalaminowac, spiac, starszakom dac do czytania, a mlodszym dac poslinic (jak zalaminowane to sie nic nie stanie, a kontakt z literatura jest). oczywiscie rozpieranie dumy dziecka za osiagniecia artystyczno-literackie wliczone w projekt :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkropko! swietny pomysl z tem robieniem ksiazeczek. Dzieki,mysle, ze sie zainspirujemy!
      I widze, ze milosc do Maksow jest miedzynarodowa :-)

      Usuń
  3. Można a nawet trzeba takie książeczki robić - bo!! można dostosować lepiej teksty do poziomu językowego dziecka. Nawet w fajnym "Maksie" wiele zdań mi się nie podoba i zaklejam. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy właściwego tekstu, ale są zdania takie, o których mogę powiedzieć, że "tak po polsku się normalnie nie mówi". Może Ty wkropko się wypowiesz, jak porównasz kiedyś polskie z niemieckimi.
    Jak nie zapomnę, to wpisze przykłady zdań, które zmieniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie tlumaczenia wielu skandynawskich autorow sa niestety dalekie od doskonalosci. A szkoda, bo ksiazki sa czesto nadzwyczajne!
      Elu, wpisz przyklady tych zdan, prosze. Czekamy!

      Usuń